Im bliżej, tym lepiej – tak wyglądała praca nad zdjęciami tego dnia. Dym stał się tak wszechobecny, jakby był częścią miejskiego krajobrazu. Gdy przemykałem bocznymi zaułkami obok płonących ulic czułem się trochę jak na planie filmu o wojnie domowej. Scenariusz był pisany na bieżąco, co najwyraźniej pasowało ogarniętym amokiem zniszczenia głównym bohaterom.
Zaczęło się zupełnie spokojnie, ot protestem przeciwko policji po zastrzeleniu domniemanego dealera. Niby kolejny protest przeciwko … no właśnie czemu? Ludzkiej niedoli, brutalności policji. Szczerze mówiąc, ciekawe jak daleko potoczyłby się wydarzenia tych dni, gdyby policji na ulicach w ogóle nie było. Czy podobnie jak w 1666 spłonęło 2/3 miasta? Biorąc pod uwagę bezmyślność uczestników oraz brak zdecydowania ze strony stróżów prawa taki rozwój wydarzeń mógłby mieć szanse spełnienia. W mojej głowie rodzi się pytanie: jak włodarze miasta poradzą sobie podczas olimpiady w 2012?